niedziela, 18 marca 2012

Ekonomiczne podejście ;)

Ostatnio szukam oszczędności, albo przynajmniej ekonomicznych sposobów pielęgnacji cery. Szukając czegoś niedrogiego nie chcę rezygnować z jakości i skuteczności. Będąc jakiś czas temu w Rossmannie długo stałam przed regałem z kremami do twarzy. Znajdziemy tam różne marki kremów, ale tym razem moją uwagę przykuły produkty "rossmannowe" z serii Rival de Loop.
Dodatkowo była a nie promocja ;) za wszystkie przy zapłaciłam mniej niż 30 zł. A teraz do rzeczy :)

Krem pod oczy.


Jeszcze dwa lata temu nie używałam żadnego kremu pod oczy. Tak było do momentu, aż od przyjaciółki dostałam taki w prezencie. Wiecie, głupio schować prezent do szafy wiec otworzyłam pudełeczko i zaczęłam wklepywać mazidło. Tak się przyzwyczaiłam, że od tamtej pory zawsze muszę mieć tak krem. Problemem jest tylko to, że noszę soczewki więc zawsze szukam takiego, który nie podrażni mi oczu. Okazało się, że Rival de Loop Revital (15 ml) jest przeznaczony dla osób noszących soczewki kontaktowe, w dodatku nie zawiera perfum. Skóra pod oczami jest nawilżona i ładnie napięta. Jest to zasługą koenzymu Q10 i kolagenu. Moje siniaki pod oczami znacznie się zmniejszyły. Krem szybko się wchłania więc może być stosowany pod makijaż. Korektor się nie roluje, a skóra przez cały dzień jest gładka i nawilżona.
Ten krem dostaje ode mnie 5/5 gwiazdek :)

Rival Hydro żel nawilżający (30 ml)
Żel zawiera wyciąg z opuncji oraz kwas hialuronowy, które mają zapewnić intensywne i trwałe nawilżanie oraz chronić przed utratą wilgoci.  W jego skład wchodzi również łagodzący pantenol. Według producenta ma on "wyraźnie odświeżyć i odżywić wysuszoną skórę zapewniając jej skuteczną ochronę przed szkodliwym wpływem środowiska". Po miesiącu stosowania mogę powiedzieć, że w moim przypadku jako "nawilżacz" nie sprawdził się w ogóle. Przez kilka dni używałam go na noc bez kremu i zauważyłam, że... przesuszał mi skórę. Plusem jest to, że świetnie odświeża i lekko napina skórę. Nie mówię o efekcie ściągnięcia, ale przyjemnego napięcia. Ogólnie nie jest zły, chociaż minus jest.
Ocena 3/5 gwiazdek.

Krem na dzień (50 ml).

Krem ten zawiera wyciąg z figi kaktusowej, która jest bogata w aminokwasy, minerały, mikroelementy i witaminy, dzięki czemu długotrwale nawilża. Krem został stworzony z myślą o cerze suchej i wrażliwej, a zawarte w nim filtry UVA i UVB mają chronić przed zależnym od światła procesem starzenia. 
Nie wiem jak z tym starzeniem, ale jeśli chodzi o nawilżanie sprawdził się świetnie. Po jego nałożeniu moja cera jest gładka, nawilżona i promienna. Nic jej nie podrażnia, a ja czuję się świeżo :) aaaa i zapomniałabym . Najważniejsze jest to, że nie zawiera parabenów :)
Ocena 5/5 gwiazdek :)

niedziela, 26 lutego 2012

Leniuchowo.

Wreszcie mogłam wrócić do ulubionego zajęcia - przeglądania blogów :)  Nie było mnie tutaj troszkę to prawda.  Najpierw przygotowania do urodzin, w końcu to okrągła liczba trzech dekad ;)  a w ostatnich dniach grypsko.
Teraz siedzę sobie przed komputerem i przeglądam co takiego nowego pojawiło się w świecie blogów kosmetycznych. Obok mnie stoi szklanka z przepysznym napojem z aloesem

Od jakiegoś czasu zwracam dużą uwagę co jem i piję. Nie robię z tego jakiegoś przedstawienia i jak jest okazja np. na pizze to czemu nie. Jednak dużo lepiej się czuję odkąd w mojej codziennej diecie jest więcej nasion, owoców, warzyw a mniej przetworzonej żywości. 
Napój z miąższem aloesu polecam zarówno ze względów smakowych (czuć w nim winogrona), ale przede wszystkim dlatego, że nie zawiera konserwantów, sztucznych barwników, polepszaczy smaku oraz tłuszczu ;) 

A Wy jakie macie sposoby na lepsze samopoczucie?

P.S. Dla zainteresowanych - napój znajdziecie w sieci delikatesów Alma.

środa, 8 lutego 2012

Mój ulubieniec - Calvin K.

Wracając do pomadek. Jest taka jedna, którą po prostu uwielbiam. Nie przesadzam. Kocham tą pomadkę za kolor, nawilżanie ust i trwałość. Trochę kosztuje, ale warto. Przedstawiam Calvin Klein Delicius Luxury Creme Lipstick nr 104 First Kiss.



Zapewnienia producenta:
- aksamitna pomadka do ust w nasyconych kolorach - zgadzam się całkowicie
- dostępna w wielu kolorach - tak, do sprawdzenia w np. internecie
- pielęgnuje i nawilża usta - oj nawet bardzo
- nie rozpływa się poza kontur ust, łatwo się rozprowadza i harmonizuje z makijażem - tu też się zgodzę
- wzbogacona w witaminy - sprawdzić się nie da, trzeba uwierzyć na słowo
- wargi stają się, miękkie, jędrne, zmysłowe - jest to odczuwalne długo po nałożeniu.

Od siebie dodam, że pomadka zapakowana jest w elegancie i trwałe opakowanie. Ma praktycznie niewyczuwalny zapach, wiec nikogo nie będzie on drażnić. Jednym słowem cudo :)
A tak prezentuje się na ustach (da się zauważyć moje zamiłowanie do delikatnych kolorów):




PS. Do poprzedniego postu o pomadce Essence dodałam zdjęcia wyglądu na ustach.

wtorek, 7 lutego 2012

Dobre bo polskie.

Dzisiaj czas na firmę, którą już pewnie znacie. Tylko, że nie o firmę tu chodzi, a o konkretny produkt. Tamtaratam! Przedstawiam cienie Hean.
Podczas zapoznawania się z ofertą firmy Hean, do mojego koszyka trafił potrójny cień z serii Delta nr 313. Wybrałam potrójny bo to oszczędność miejsca, ale przede wszystkim brązowo-miedziano-złote kolory uwielbiam. W dodatku ten zestaw jest naprawdę dobrze dobrany. 

Patrząc na cienie w opakowaniu wyglądają na super mocno napigmentowane, ale...
Próby na palcach pokazały, że najmocniej napigmentowany jest najciemniejszy :) ( w sumie to logiczne)
Cienie na powieki bardzo łatwo się aplikują, ale równie łatwo się rozmazują. Przynajmniej na moich powiekach, które traktuję na początku bazą tej samej firmy. 
Plusem jest ich połączenie i to, że oczom dodają blasku dzięki temu, że pięknie się mienią.

Czy żałuję zakupu? Ogólnie nie, pewnie dlatego, że cena nie jest wysoka. Jeśli macie możliwość wypróbujcie i dajcie znać, czy tylko ja mam problemy z utrzymaniem tych cieni na powiekach :)

FunnyLucky :)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Całuśny Essence.

Dzisiaj dodam jeszcze krótką notkę o pomadce.
Nigdy nie byłam zwolenniczką pomadek, szminek, błyszczyków. Nie żeby mi się nie podobały. Oj nie, nie. Podobały mi się, ale na moich ustach nigdy długo nie wytrzymywały i jakoś tak bałam się, że za mocny kolor, albo za blady.
No ale czytanie blogów wciąga i uczy. Postanowiłam kupić sobie błyszczyk. I tak to się zaczęło. To było już jakiś czas temu i teraz powoli eksperymentuję z pomadkami.
Dzisiaj przedstawię Wam pomadkę firmy Essence.
To delikatne cudeńko uwiodło mnie nie tylko kolorem, który nosi nazwę Coralize me! (nr 55) ale również zapachem. Sama słodycz. Tak cukierkowy, że chciałoby się go zjeść. Strasznie mi się podoba. Przez cały czas jak mam pomadkę na ustach da się "wyniuchać" ten słodki zapach. 

Jeśli chodzi o trwałość to przyznam, że sam kolor może nie utrzymuje się bardzo długo na ustach, co jest normalne przy częstych wizytach ust na kubku, ale pozostawia uczucie nawilżenia i lekki połysk. 
Pomadka nie jest matowa, ma w sobie lekko iskrzące się drobinki, dzięki czemu można ją używać na dzień ale również jako uzupełnienie makijażu wieczorowego. 

Jak widać na powyższym zdjęciu kolor jest bardzo delikatny i wydaje mi się, że jest w sam raz dla dziewczyn, które podobnie do mnie chcą zacząć przygodę z pomadkami, albo nie mogą sobie na co dzień pozwolić ze zbytnim szaleństwem na ustach.

Wypróbujcie. Nie pożałujecie :)

P.S. W reakcji na komentarze dodaję zdjęcia pomadki na ustach ;)



FunnyLucky:)

Podróż przez XX wiek. cz 2.

Lata 30-te.

W kolejnej dekadzie mamy kontynuację trendów z lat 20-tych, jednak kobiety stwierdziły, że odrobina delikatności i dziewczęcości jest jak najbardziej na plus. W ogólnym looku królowała kobiecość. W odróżnieniu do poprzednich lat talia zaczęła być na powrót mocno podkreślona. Projektanci pokochali koronki i tiule. Królowały spódnice do połowy łydek. Najchętniej noszonym zestawem był żakiet i spódnica z kontrafałdą.
Ultramodne fryzury to jasne blond loki, opadające kaskadą. Włosy mogą sobie spokojnie rosnąć i zaczyna być używana trwałą ondulacja.

Co do makijażu to stał się on trochę jaśniejszy. Najmocniej zaznaczonymi elementami twarzy są wysoko zarysowane, wyraziste, cienkie brwi. Usta natomiast obwiedzione konturówką i umalowane na czerwono. Rzęsy wyglądają jak u gwiazdy filmowej, mocno wytuszowane lub przyklejone sztuczne. Twarz delikatnie przypudrowana i z minimalną ilością różu.

Tak to wyglądało kiedyś:
Greta Garbo (źródło Internet)
Marlena Dietrich (źródło Internet)


Vivien Leigh (źródło Internet)
Greta Garbo (źróło Internet)
 A tak to może wyglądać dzisiaj:
                 

I jak Wam się podoba ta dekada?

(źróło Internet)

FunnyLucky :)

środa, 1 lutego 2012

Podróż przez XX wiek. cz 1.

Lata 20ste


Po latach zniewolenia, ograniczeń i konwenansów kobiety lat 20stych wreszcie porzuciły to co sprawiało, że nie mogły być sobą. Zniknęły długie suknie, w zapomnienie odeszły gorsety. Stroje stały się krótsze i luźniejsze. Krótsze były też włosy. Już nie ma czasochłonnych upięć, modne są fryzury na chłopczycę lub a la paź. Najlepiej jeśli są czarne.
Makijaż też przeszedł swoistą ewolucję. Oczy, usta, brwi ciemne – coś co do tej pory zarezerwowane było dla aktorek lub kobiet lekkich obyczajów.
Jasna wręcz blada cera była tłem dla ciemnych oczu (cienie szare, czarne), czarnych i prostych brwi oraz karminowych ust, którym nadawano kształt serca.

Tak to wyglądąło wtedy:
Apolonia Chałupiec aka Pola Negri (źródło Internet)
Pola Negri (źródło Internet)

A tak to może wyglądać dziś:
źródło Internet
źródło Internet


C. Zeta-Jones w filmie Chicago (źródło Internet)



W czasie całej dekady królowało: wyrafinowanie, kobiecość, frywolność i seksapil.
I jak drogie Panie? Podoba się? Może w czasie karnawału będzie można przenieść się w czasie?


wtorek, 24 stycznia 2012

Jak z "miasta Aniołów"

Dzisiaj dalej o kolorach. Jakiś tydzień temu kupiłam sobie, pod wpływem chwili, paletkę NYX Strike a Pose. Jest to zestaw 10 cieni, które są naprawdę bardzo skomponowane. Mamy do dyspozycji trzy cienie matowe i siedem perłowych.



Cały komplet wydaje się bardzo kolorowy, jednak można je używać na dzień oraz na wieczór. Dają wiele możliwości. Wystarczy tylko wymyślać, mieszać, nakładać i rozcierać... :)
Przez jakiś czas będę używać tych cieni, żeby sprawdzić, które kolory do mnie pasują. Dziś bawiłam się kolorami złoto-pomarańczowymi i złoto-czerwonym (ostatnie zdjęcie, licząc od lewej - czwarty, piąty i szósty). Zobaczę co będzie dalej, jeśli jakiś makijaż będzie na tyle fajny, żeby uwiecznić go na zdjęciu to się Wam pochwalę :)
Na razie mogę powiedzieć, że cienie bardzo dobrze się rozprowadzają i łączą ze sobą. Miałam je na powiekach od 7 rano do 21 i muszę powiedzieć, że jestem zadowolona. nic się nie starło i było błyszczące tak samo jak rano. Dodam, że pod cienie nałożyłam bazę z Hean, którą zawsze nakładam i nie wszystkie cienie pozostają na miejscu.

Trzymajcie się ciepło :)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Nie dla ACTA

Jestem przeciw piractwu i kopiowaniu czyjejś własności materialnej i intelektualnej w celach zarobkowych, ale uważam, że najpierw ktoś nas powinien poinformować co z czym i dlaczego. Nie zgadzam się, aby Polska przystąpiła do porozumienia ACTA bez wcześniejszego ujawnienia całego dokumentu, nam "szarym obywatelom i użytkownikom internetu".


Jeśli kotś zainteresowany:
http://www.petycje.pl/petycja/8316/nie_dla_acta_w_polsce_.html
http://www.facebook.com/nieACTA

niedziela, 22 stycznia 2012

Odrobina błysku.

Jakiś czas temu wpadły mi w ręce cienie L'oreal Quad Pro sygnowane nazwiskiem Doutzen Keoes.

Cienie te pozwalają stworzyć "przydymione oko". Efekt jest delikatny, ale dzięki bardzo błyszczącemu rozświetlaczowi przykuwa uwagę. 

Cienie nakłada się bez problemu i długo utrzymują się an powiece (zmywam makijaż po całym dniu pracy). Jedynie rozświetlacz ma bardzo kremową konsystencję i może sprawiać problemy przy nakładaniu. Dużo zostaje go na aplikatorze lub pędzelku a po zmyciu makijażu na twarzy zostaje zawsze trochę brokatu. Nie jest to może wielki problem, ale jeśli ktoś ma chociaż odrobinę pedantyczną naturę może czuć lekką irytację. 
Jest na to sposób. Umyć dokładnie twarz żelem i stosować "błysk" tylko na wieczorne wyjścia :)

Kombinacje potrójnych cieni jest dostępna w kilku wersjach:
1. oczy niebieskie - nr 358 Kobaltowy Błękit, nr 303 Popielaty Beż
2. oczy piwne - nr 317 Miodowy Brąz
3. oczy zielone - nr 319 Złocista Zieleń
4. oczy szare - nr 316 Platynowy Róż.

Na odwrocie opakowania znajdują się wskazówki w którym miejscu powieki nałożyć który cień. Jest to więc bardzo przydatne dla osób, które zaczynają przygodę z makijażem. 


Tak czy inaczej ja jestem zadowolona. 

A czy Wy miałyście okazję wypróbować któryś z zestawów?

czwartek, 19 stycznia 2012

Jak kaszmir...

Przyszła kolej na coś kolorowego.
Długo szukałam podkładu, który spełniałby moje oczekiwania. Chciałam , żeby łatwo się rozprowadzał, dobrze krył i nie sprawiał, że twarz wygląda jak maska. To chyba niewiele? Wreszcie udało się. Jakiś czas temu od przyjaciółki dostałam:

DAX Cashmere Mousse Make-up spełnił t wymagania. W chwili obecnej to "mój jedyny". 
Naprawdę dobrze się sprawdza. Z pomocą pędzla do podkładu nakłada się bez trudu i idealnie "wtapia się" w koloryt cery i niepostrzeżenie go wyrównuje. Ukrywa przed obcymi to co nie musi być ukazane, a w zamian daje nam idealnie gładką buźkę :) Twarz się nie błyszczy ponieważ podkład jest w postaci musu i po rozprowadzeniu przyjmuje wygląd pudru. Dzięki temu jeśli nie chcę nie muszę go już używać.
Nakładam podkład po godzinie 7.00 i kiedy pod wieczór wracam do domu jest w zasadzie nienaruszony. Piszę w zasadzie, ponieważ mam głupi nawyk dotykania twarzy rękoma (muszę się tego oduczyć). Znajdziemy trzy odcienie:

Oczywiście, żeby nie było tak pięknie są i minusy, a dokładniej jeden. Nie polecam go jeśli ktoś ma bardzo przesuszoną cerę. DAX Cashmire bardzo podkreśla odstające skórki i wszelkie przesuszenia. Zauważyłam, że niewiele pomaga mocne nawilżenie twarzy i położenie bazy pod podkład. 

Podsumowując: jeśli ktoś ma cerę normalną a szuka czegoś co ukryje przebarwienia i sprawi, że nie będziemy się błyszczeć to jak najbardziej odnalazł co chciał.

niedziela, 15 stycznia 2012

Pielęgnacja cery. Cz. 2.

Która z nas nie marzy o pięknej cerze bez skazy? W naszych poszukiwaniach często znajdujemy się u kosmetyczki. Poddajemy się różnym zabiegom. Taki, który wg. mnie i wielu moich znajomych potrafi zdziałać cud, nazywa się mikrodermoabrazja. Minusem takiego zabiegu jest ilość powtórzeń, aby uzyskać oczekiwany efekt oraz jego cena.
Ponieważ należę do ludzi nielubiących niepotrzebnie wydawać pieniądze postanowiłam poszperać po internecie. Nawet nie wiecie jaka byłam szczęśliwa kiedy okazało się, że istnieje możliwość wykonywania takiego zabiegu w domu. Nasze Allegro to skarbiec okazji. Udało mi się znaleźć takie cudo:
System do mikrodermoabrazji z Neutrogeny. W skład wchodzi maszynka, gąbeczka, krem oraz dwie baterie.
Jak go używać? Gąbeczkę należy nałożyć na maszynkę i taki zestaw zamieniamy na chwilkę w "szpatułkę". Lekko zanurzamy w kremie (tak aby na gąbce pozostała cienka warstwa). Nanosimy krem na policzki, czoło, brodę i nos. Każdą strefę masujemy, lekko przesuwając włączoną maszynką, przez maksymalnie dwie minuty. Cały zabieg może trwać do 10 minut. Przez pierwsze siedem dni stosujemy codziennie, przez następne 7 - co drugi dzień, a przez kolejne 7 - co trzeci dzień, i tak dalej aż będziemy używać maszynkę raz w tygodniu. Efekty będą niesamowite. Cera stanie się gładsza, zmarszczki wygładzone (oczywiście jeśli je posiadacie), wągry i zaskórniki znikną. Cud, miód i orzeszki ;)

Oczywiście nie polecam takich zabiegów w okresie zimowym oraz kiedy świeci mocne słońce. Cera po takim zabiegu jest na pewno wrażliwsza więc mogłyby pojawić się podrażnienia.

PS. Gąbeczkę należy wymieniać (najlepiej co miesiąc), ale bez problemy możemy ją kupić n. na Allegro jako dodatek do kupionego przez nas kremu lub osobno. 

sobota, 14 stycznia 2012

Pielęgnacja cery. Cz. 1.

Od czego zacząć pielęgnację cery? Oczywiście od oczyszczania. Zawsze rano i wieczorem używam kosmetyków z serii AA Ultra Nawilżanie.
Najpierw za pomocą wacika przemywam całą twarz płynem micelarnym. Wspaniale usuwa makijaż, zwłaszcza z oczu (nie podrażnia). Nie pozostawia tłustej warstwy, ale skóra nie jest sucha. Cera jest nawilżona i delikatna.
Dla pewności, że na mojej twarzy nie ma żadnych pozostałości kosmetyków i wszystkich zabrudzeń z całego dnia, myję twarz aksamitnym żelem.
Wrażenia? Bardzo dobre. Kosmetyki nawilżają, nie podrażniają. Nadają się do cery wrażliwej i skłonnej do alergii. Oba kosmetyki mają w składzie algi z wód Arktyki oraz kwas hialuronowy. Natomiast nie zawierają parabenów, alergenów i barwników.